[2 Jul 2012]
(...)
Norweski jest dobrym ojcem.
Ranki, śniadania, ubierania, wrestling, ile sznycli pójdzie dziś do ochronki, oraz czy aby zdążą na czas, załatwia bez większych urazów fizycznych i psychicznych (u większości zaangażowanych stron).
Jeśli Dżordż wieczorem krzyczy z łóżka głosem Dyni ‘Aqua, aqua!’ Norweski zemle pod nosem przekleństwo, ale pójdzie ze szklanką i słomką i wetknie słomkę w tekstylny ryj.
Jeśli trzeba Peppę na torcie wytatuować czekoladą, wytatuuje.
I dlategóż Bawarskie cioteczki jodłują unisono: jakim on jest dobrym ojcem, patrz, patrz, ten nasz Norweski! I wymownie na mój widok tsykają, tsyk tsyk tsyk, kręcąc głowami w niemym proteście, że boco? że nie wiem? że nie doceniam? że go przymuszam?
Norweskiemu od tego czasem mocno uderza sodowa, na przykład, gdy przegiął i wyznał, że czuje się jak samotny ojciec.
(Tak, mogłabym mu udowadniać, że mam pewne udziały w tym rodzicielstwie, mogłabym Kramer vs. Kramer, ale nie da się bez wmieszania dobrostanu Dyni do sprawy, a nie dla mnie eksperymenty na dzieciach i zwierzętach.)
Retorycznie sie zastanawiam, jakże to jest, że adekwatne czynności, ranki, śniadania, ubierania, selekcje wieprzowiny u wejścia i wyjścia do nightklubu, wykonałam w ilości niemniejszej niż Norweski, ba! tort ulepiłam [1] z warstw trzech i doskonale gładkiego biszkoptu, a nikt nigdy przenigdy nie powiedział o mnie: jakim ona jest dobrym ojcem!
Ani nawet matką.
[1] istotne, jeśli wziąć pod uwagę, że do trzydziestego roku życia, przypalałam wodę na herbatę. Triumf nad materią.
(...)
Dzięki lekcjom fonii, kakafonii i dykcji, przekonałam Dynię, do zastąpienia pierdziu pierdziu słowiańskim berzdziu berzdziu.
Berzdziu berzdziu to you!
Tak, pamiętam jak dziś, rok temu ślubowałam jak naród Bałtykowi, że przenigdy nie wpuszczę Hunów do domu.
I tortu też, zdaje się, już nigdy nie wypiekę.
I wydało mi się, że jeśli zredukuję liczbę gości to ograniczę skalę zniszczenia.
Krynica konsekwencji (!)
Rozumu zdrój (!)
...
ArthuRRRo przysłał przez posłańców kartkę, którą własnoręcznie podpisał dosadną literą A.
Klaudyna odpowiedziała nam pełnym, okrągłym zdaniem, że ‘Jontek został z tatusiem w domu, ponieważ gdyż śpią.’
Rubenito sypał ‘proszę’, ‘dziękuję’ oraz ‘w czym mogę pomóc?’. Jak Ignacy Rzecki.
Dynia, jak to Dynia, wydawała z siebie serie niezidentyfikowanych dźwięków [2] od czasu do czasu rzucając się w tłum jak ze sceny na koncercie rockowym z okrzykiem berzdziu berzdziu!
Mocno to niepokoiło rodziców dzieci płożąco-pełzających.
Państwo Norwescy prowadzili wyraźny lobbing w intencji kolejnego wnuka i najlepiej płci męskiej.
- Patrz, kaczko, jaka ta Dynia kompatybilna z niemowlętami. Jak się ładnie z nimi bawi!
I owszem, do momentu, gdy cała ferajna dwulatków postanowiła sprawdzić, czy niemowlę ma na piersi taki sam guzik, który w lalce Loli włącza automatyczną sekretarkę: mama, papa, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Ma.
Sama słyszałam.
AAAAAAAAAAA!
Rodzice niemowlęcia reszte imprezy przesiedzieli w najdalszym kącie kanapy, na oparciu, trzymając niemowlę nad głową.
Nie na wiele... bo dwulatki są skoczne.
Największe oblężenie przeżywał cherlawy wigwam. Była to prawdopodobnie próba pobicia rekordu z gatunku, ile osób zmieści się do Fiata 126p. Nie udało się potwierdzić, ponieważ żaden z uczestników performansu nie uznał za stosowne, by przystanąć i udzielić wywiadu. W dodatku byli lekko zsiniali i z trudem łapali powietrze.
Skutkiem berzdziu berzdziu! Dynia obłowiła się w kilka polietylenowych wcieleń sznycli, deskę do prasowania z żelazkiem (mama ArthuRRRa wierzy w tradycyjny podział ról domowych i żeby na stole zawsze obiad z dwóch dań) oraz Pana Kartoflogłowa, którego kilka części ciała już boleśnie wbiło mi się w stopy w ciemnościach prowokując do niecenzuralnych wynurzeń.
Do tego.
Jedno nie jada mięsa, drugie puchnie od orzechów, trzecie nie może jajek, czwarte tylko nutella.
A i tak wszystkie żarły kartoflaną sałatkę na surowych jajach, gdyż miałam do wyboru, albo jeść ją przez tydzień (Norwescy ukręcili wiadro), albo zataić fakty.
Toteż menu urozmaicone jak w chińskim barze na wynos.
(Sajgon(ki) gratis.)
No i jeszcze ten tort wylepić.
Balony nadąć.
Dekoracje rozwiesić.
TAAAAAKA impreza!
TAKIE berzdziu!
Jubilantka wspominała o nim przez sen. Zakładamy więc, że impreza była ze wszech miar udana.
[2] Poczciwe matki próbowały nas za wszelką cenę pocieszać, mówiąc, że na własne uszy słyszały, że w swoich monologach Dynia wspominała o Nelsonie Mandeli, awarii reaktora jądrowego lub spadku produktu krajowego brutto.
Pity talk.
©kaczka