[1 May 2015]
(...)
Różne zajścia miały miejsce w placówce wychowawczej w ostatnich miesiącach, a ich niewątpliwą zaletą było to, że nie musiałam uczestniczyć i znam tylko ze słyszenia.
Dla jednych były to zajścia, dla Derekcji prawdopodobnie każdorazowo zejścia ze skutkiem śmiertelnym.
Gdyż, wiadomo, Derekcja dość łatwo nadwyręża się emocjonalnie.
Odbyło się ognisko.
To, o którym dziateczki mówiły ‘
BUMFIRE’(zamiast
Bonfire), ale na szczęście nikt nie osmalił sobie spodenek.
Mam film.
Na filmie Derekcja przygrywa na gitarze, a garstka solistów ratuje honor chóru.
Pozostali jedzą kiełbasy, albo fechtują kijaszkami.
(
Nietrudno się domyślić, w której grupie znalazła się Dynia.)
Odbyła się wyprawa do Domu Najspokojniejszej Starości.
(
Wpuszczenie tam Małpiatek powoduje, rzecz jasna, przejściowe traktowanie przymiotnika ‘najspokojniejszej’ jako soczystego oksymoronu.)
Małpiatki udały się tam z recitalem.
Miało być o motylkach, ale Jack London wyrwał się przed szereg i zaśpiewał utwór autorski o Spajdermanie, co ponoć zaburzyło kruchą strukturę stada i zdruzgotało delikatne morala innych potencjalnych śpiewaków. Zdruzgotane morala miały bezpośredni wpływ na synchronizację głosów
a cappella.
Koncert był krótszy i nie wyniesiono zeń, jak rok wcześniej, pełnych kieszeni ciągutek.
-
Ale jakże to? – zapytałam przy odbiorze. –
Nie dostaliście nawet po ciasteczku?
Dynia miała na tę okoliczność swoje podejrzenia:
-
They ate them! Old people! Without sharing!
(Ciasteczka, być może, ale żeby tak ciągutki? Nie wierzę!)
Odbył się dzień ‘
Przyjedź do placówki na własnym rowerku’.
Ponieważ większość dziatwy, by dojechać rowerkiem na zajęcia na czas musiałaby wyruszyć dzień wcześniej, w bardzo wielu rodzinach poranek zaczął się od zderzenia z fizycznymi ograniczeniami materii. Jak przyczepić rowerek do bagażnika własnego roweru lub jak zmieścić tenże rowerek w bagażniku samochodu?
Kwadratura koła. Lub kilku kół.
(Z tą fizyką zmagał się
Norweski.
-
Maaama! Papa has just said: SCHEISSE! – uczynnie donosiła Dynia obserwując rozwój wydarzeń z balkonu.)
Gdy przybyłam po Dynię, Derekcja tradycyjnie hiperwentylowała się w kąciku otoczona wianuszkiem wrażliwego personelu, a gdzie okiem nie sięgnąć wszędzie stały rowery.
Jest taka liryczna piosenka, którą śpiewa Katie Melua: '
Nine Million Bicycles'.
W Pekinie.
O to to... właśnie tak wyglądało podwórko w placówce.
Zapłakałam na ten widok, bo nie przewidziałam, że koszyczek z
Helou Kitty może nie być najszczególniejszym znakiem rozpoznawczym.
Ale w sumie to ja tu nie o tym, ile rowerów przeniosłam tego dnia na plecach.
Raczej o tym, jakim piętnem odciskają się
Małpiatki na siwiejącej, wychowawczej głowie Pana od
Małpiatek.
Widzę go czasem, gdy wychodzi z placówki i znika w bramie prowadzącej na podwórko najbliższej kamienicy.
Mam dobry widok na to podwórko, gdy odbieram Dynię z lekcji gry na trójkącie.
Pan od
Małpiatek trzęsącymi się rękami wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów, odpala jednego (choć mam wrażenie, że gdyby tylko mógł to wraziłby sobie w usta wszystkie) i zaciąga się głęboko.
Jakże ja go rozumiem.
(...)
Do urodzin Dyni pozostało sześć tygodni.
Dynia trzyma rękę na pulsie spraw i monitoruje postęp prac organizacyjnych.
Wczorajszej nocy nadpłynęła o trzeciej, żeby stanąć u wezgłowia naszego małżeńskiego łoża, wytrząsnąć nas ze snu i przypomnieć, że musimy bardzo dobrze oznaczyć drogę do toalety.
Gdyż Rosalinda z Kalbrii mówi tylko po kalabryjsku.
Zaintrygowało mnie, rzecz oczywista, jakie intencje przyświecały Dyni z intensywnością, na oko pierdyliarda luksów, by sprawę sygnalizować dwóm zezwłokom nakrytym fazą REM.
Dynia milczy tajemniczo.
Rozważam podejrzliwie, by oprócz piktogramów, strzałek i wstępnej wycieczki po obiekcie, oznaczyć drogę farbą fluorescencyjną.
To tak na wypadek niezapowiedzianych przerw w dostawie prądu elektrycznego lub zaćmienia.
(...)
Oprócz
sacrum, jakim są niewątpliwie, portrety infantów i infantek, robimy też dużo w
profanum.
Jakiś czas temu powstał jeden z pierwszych, autorskich szkiców ‘ojciec w toalecie’.
Dziś wspólnie pracowałyśmy nad ‘studium z natury w klozecie’.
Dynia zadbała nie tylko o wyraz twarzy, o kolory (klozet złotą kredką!), ale i o gazy.
(Uważni dostrzegą. Zielone. Spiralne.)
...
Norweski przebąkuje (sic!) o kluczu do łazienki.
(...)
Parę tygodni temu Dynia i
Norweski polecieli do Oksfordu na urodziny Rubenita i Pięknego Edka.
Wiedząc, jak mi przykro, że nie mogę dołączyć przyobiecali obfitą relację fotograficzną.
I słowa dotrzymali.
Norweski obfotografował urodziwe zabytki, fragmenty królów, tablice pamiątkowe, angielskie ogrody i najzieleńsze trawniki.
Dynia natomiast jednym zdjęciem utrwaliła prawdziwe życie i wywołała lawinę wspomnień.
Tym zdjęciem.
(...)
Piękny Edek jest rozrywany.
©kaczka